„Gratuluję wszystkim uczestnikom zakończonego obozu
harcerskiego. Dziękuję za wspólną budowę tak pięknego harcerskiego miasteczka,
za wspólną pracę „Sokołów”, „Śpiewających”, a szczególnie komendzie obozu -
„Dążącym Wzwyż”. Pragnę podziękować także wszystkim tym, których z nami nie
było, ale bez których nasz obóz by nie zaistniał. Dlatego w sposób szczególny
dziękuję naszym przyjaciołom: Harcerstwu z Kalifornii i z Hebronu. Gratuluję
zakończenia obozu i otwarcia kolejnego roku harcerskiego….” – tym punktem
zaczęliśmy nasz ostatni obozowy apel.
To koniec, a co
było na początku?
Obóz tradycyjnie
zaczął i kończył się deszczem. Przyjechaliśmy do ładnego brzozowego lasu.
„Sokoły” szybko rozstawiły namioty, żeby schować rzeczy pod dach. „Dążący
Wzwyż” zajęli się sprawami organizacyjnymi. „Śpiewające” przystąpiły do
przygotowania obiadu. Obserwując z boku
budowę obozu, pracę harcerzy można było odnieść wrażenie,żeczałowiek znajduje
się w mrowisku. Każdy z harcerzy zajmował się swoją wyznaczoną działką i robił
to tak, jakby budował swój własny dom.
Trzeciej nocy przygotowaliśmy niespodziankę. Nagle wartownik usłyszał, że
ktoś skrada się do naszego obozu. Jednak udało się zlapać rozbójników. Okazali
się nimi chłopcy z drużyny „Dążącycych Wzwyż” - Mikołaj i Włodzimierz.
Zdecydowlali się podejść typowo harcerską metodą, ale zapomnieli, że wartownicy
zawsze czuwają.
Mieliśmy trzy
zastępy, grupa dziewczyn nosiła nazwę „Sowy”, zespoły chłopców to „Dzikusy” i
„Sparta”. Zaczęła się codzienna praca z zastępami oparta na urozmaiconych
zajęciach programowych, miedzy innymi grach nocnych: szukaniu królewskich
skarbów, tu harcerze musieli popisać się odczytywanieniem mapy. Sądzę, że
ciekawie połączyliśmy zajęcia teoretyczne z grą tematyczną, było widać
zaangażowanie każdego członka grupy, każdy chciał zdobyć jak najwięcej punktów
dla swojego zastępu. Ciekawa była gra z szyframi, zastępy musiały szukać ich na
różnych rzeczach umieszczonych w różnych miejscach: albo wiszących, napisanych
na jakiejś części prysznica albo zaszyfrowanych
w ognisku. Każde z haseł było wyznaczeniem kolejnego miejsca z szyfrem, tutaj
można było sprawdzić wiedzę, pomysłowość, współpracę zastępu.
Kolejną
niespodzianką był przyjazd instruktora z Polski - Marcina, jednego z tych,
którzy brali udział w wychowaniu młodzieży i budowie harcerstwa w Kazachstanie.
Naprawdę przyjemnie było porozmawiać i podzielić się doświadczeniami.
Największą przyjemnością było dla Marcina obserwowanie tego, że owoce z pracy,
którą włożył w latach dziewięćdziesiątych są i, co więcej, rozwijają się.
„Lekka stopa” w tym
roku była najciekawszą ze wszystkich, mimo że z nami był Marcin - doświadczony
w tej sprawie harcerz-instruktor, to jeszcze na dodatek deszcz zaczął po prostu
lać jak z cebra. Podchodzący mieli naprawdę ciężką noc. Ale „Dzikusy” dały
radę, podeszły, ale nie udało im się podrzucić mapy z wyznaczeniem swojego
miejsca zakwaterowania. Reszta niestety nie zdecydowała się podejść komendy w
tak ulewnym deszczu.
Następnym wyzwaniem
dla obozowiczów była zamiana dnia na noc, kiedy po „Lekkiej stopie” obóz w dzień miał ciszę nocną, a w nocy
oczekiwała wszystkich interesująca gra.
Pod koniec obozu
drużyny miały całodniowe wyjścia, ich celem było spędzenie czasu ze sobą. Bieg
harcerski, tzn. bieg na orientację. Ten egzamin przeszedł każdy uczestnik.
Drużynowa Aleksandra Weselska uzyskała w tych zmaganiach najlepszy rezultat.
Zastępowy Eugeniusz Weselski był z kolei najlepszy w biegu na orientację.
Za udział w
zmaganiach harcerze otrzymali prezenty. Zastęp „Dzikusów” zdobył uznanie za
owocną pracę i zaangażowanie w obozie.
Nie obyło się bez
tradycyjnego przepięknego ostatniego obozowego ogniska, które, jak zawsze,
w sposób szczególny
nas połączyło. Każdy zastępowy miał rozpalić swoje ognisko, które współtworzyło
jedno - wspólne. No i oczywiście deszcz, na który czekaliśmy, bo bez niego obóz
by się nie skończył. Przemoczył nas do
suchej nitki, tak że siedzieliśmy na karimatach jak w kałuży. Tym pozytywnym akcentem zakończyliśmy nasze
ognisko.
Po obozie, decyzją
Komendy, wyruszyliśmy
do Borowoje,
miasteczka, gdzie można realizować swoje pasje chodząc po górach, no i po
prostu popływać w przepięknym jeziorze. To było wynagrodzenie ciężkiej,
całorocznej pracy,
no i tylko co
zakończonym obozie. Przeszliśmy wiele
kilometrów, zobaczyliśmy mnóstwo różnych i niezwykle interesujących miejsc.
Tutaj Aleksander Górski złożył swoje harcerskie przyrzeczenie. To była
niespodzianka! Niesamowite przeżycie! Wielka radość po ciężkim dniu. Spaliśmy
spokojnie, bo pilnowali nas wartownicy, ale po górach, jak się okazało, nikt
nie chodził.
Zaczyna się nowy
rokszkolny, a zarazem harcerski. Co
przyniesie? Będzie to zależało od możliwości i entuzjazmu. Radość, jak widać,
przychodzi niespodziewanie. Harcerstwo istnieje i łączy młodzież. Daje nam
wszystkim wielką przyjemność, nadzieję, wychowuje nas.
Dziękuję, przede
wszystkim, Bogu za błogosławieństwo dla naszego harcerstwa w Kazachstanie. Za
pomoc, ktorą okazują nam nasi bracia i siostry z Hebronu i Kalifornii, Dziękuję
też tym, dla kogo harcerstwo stało się sposobem bycia, tu na terytorium
Kazachstanu.
Szczególne wyrazy
podziękowania kieruję w stronę o. Kszysztofa. Za to, że staliśmy się ziarnem w
jego rękach i dał nam mozliwość wyrosnać i kształtować się w harcerskim duchu.
Czuwaj!
Aleksander Udoczkin
|